Biali – Ortiz – Możdżer, piękny finał festiwalu – zdjęcia

28 listopada 2016

Potrójnym bisem i owacjami na stojąco dla Leszka Możdżera zakończył się 43. Międzynarodowy Festiwal Pianistów Jazzowych. Niedziela należała również do znakomitej Laili Biali z Kanady i Aruana Ortiza z USA.

Leszek Możdżer

Leszek Możdżer

Kanadyjska pianistka i wokalistka Laila Biali nie jest może dobrze znana jazzfanom z Polski, ale lista prestiżowych sal, w których się prezentowała jest naprawdę imponująca. Dała kaliskiej publiczności dużo radości, bo jest artystką, którą energia rozpiera i urzekła ją pięknym głosem, solidnym warsztatem pianistycznym i indywidualnym stylem, bo w tajemniczy sposób i z wielką muzyczną kulturą łączy w swym repertuarze pop, soul, jazz i rock.

Ogromnym zaskoczeniem był występ tria Aruana Ortiza. Prawdopodobnie ze względu na informacje o kubańskim pochodzeniu muzyka sprawiły, że publiczność oczekiwała mocniej wyeksponowanej kubańskiej tradycji. Jednak Ortiz opuścił Kubę 20 lat temu, mieszkał dość długo w Europie, a potem w kilku miejscach w USA, by osiąść – jak na razie – w nowojorskim Brooklynie, a ponadto jest muzykiem znakomicie wykształconym i programowo wszechogarniającym, tworzącym projekty solo, dla grup, orkiestr, tanecznych kompanii, teatru i filmu, zatem w jego kaliskim koncercie nie za wiele było melodii, które porywałyby do tańca bądź budziły wprost skojarzenia z wyspą jak lawa gorącą. Utwory z najnowszego albumu „Hidden Voices”, zawierającego nie tylko kompozycje Ortiza, ale także standardy Colemana i Monka, to propozycja wymagająca koncentracji i prawdziwy rarytas dla muzycznych erudytów.

Laila Biali Trio

Na koniec festiwalu zaprezentował się Boski Możdżer. I tu rzeczywiście trzeba w opisie dodać trochę egzaltacji, bo też polski pianista jest rzeczywiście wielbiony nie tylko przez kaliską widownię. Wielką tajemnicą owiany był jego festiwalowy występ i większość oczekiwała materiału z przygotowywanej płyty. Jednak Możdżer orzekł, że jeszcze jest za wcześnie na publiczną jego prezentację, Zresztą – jak to sam określił – w przypadku koncertu nie tak ważne są dla niego sprawy repertuarowe, lecz spotkanie z publicznością. Było to zatem niezwykle uduchowione the best of, w którym usłyszeć można było na przykład rozedrgane „Libertango” Piazzolli czy na bis „Etiudę rewolucyjną” Chopina. Widownia szalała, więc trudno byłoby sobie wymarzyć lepszy finał festiwalu jazzowych pianistów.

foto Jakub Seydak