Spotkanie z Lidią Ostałowską – fotorelacja

2 października 2017

„Historia żyje pamięcią. Umiera, gdy przestaje z nią rozmawiać” – tym cytatem z „Farb wodnych” można byłoby podsumować niedzielne spotkanie z Lidią Ostałowską. Znakomita reportażystka przede wszystkim widzi więcej niż inni, zapisuje lepiej niż inni i utrwala na zawsze historie ludzi, których inni nie dostrzegają lub oceniają niezwykle powierzchownie. Zorganizowany w kaliskim CKiS przez stowarzyszenie „Łyżka mleka” wieczór był nie tylko znakomitą okazją do objęcia świadomością jej twórczości, ale także dostrzeżenia jej nasączonego wrażliwością warsztatu pisarskiego.

Zaczęło się od lirycznego „Ederlezi” – romskiej pieśni, którą znamy przede wszystkim z płyty Kayah/Bregovic, ewentualnie ze ścieżki filmu „Czas Cyganów”. Jednak śpiewana w oryginale przez Patrycję Kliber miała w sobie o wiele więcej dramatyzmu i zabrzmiała niezwykle świeżo. Dzięki kilku występom wokalistki, której akompaniował Marcin Mikołajczyk oraz fragmentom reportaży Lidii Ostałowskiej, czytanym przez Agatę Plewińską i Wiktora Płuciennika, uczniów ZSTE, rozmowa z bohaterką wieczoru stawała się w większej mierze emocjonalnym przeżyciem niż filologicznym „rozbiorem” pisarskiej spuścizny. Prowadzące spotkanie Izabela Fietkiewicz-Paszek i Aneta Kolańczyk z dużym znawstwem, ale bez eksponowania i narzucania swych sądów ułatwiały Ostałowskiej snucie opowieści o tym, w jaki sposób znajdowała tematy swych kolejnych reportaży, jak udawało się jej zdobywać (i nie zawieść) zaufanie kolejnych bohaterów, w jaki sposób dobierało formę do poznawanej czy badanej historii. Słuchając autorki „Cygan to cygan” odniosłem wrażenie, że niezwykle onieśmiela ją mówienie o sobie samej, a znacznie łatwiej przychodzi – choć nadal lekko drżącym głosem – „dopowiadanie” szczegółów, z których – dla czytelności przekazu – rezygnowała podczas pisania lub które tworzą późniejsze wydarzenia, mające swe miejsce już po publikacji książki. W wypowiedziach Ostałowskiej dostrzega się wyjątkową czułość, zwłaszcza w stosunku do ludzi, którzy cierpią. Wyjątkowa empatia jest z pewnością punktem wyjścia dla każdej kolejnej książki, ale myliłby się ten, kto podejrzewałby reportażystkę o czułostkowość, której efektem mogłoby być choćby delikatne zafałszowanie rzeczywistości. Bynajmniej. Ostałowska raczej oddaje głos bohaterom i nie poprawia ich. Pozwala przemawiać a nas – tylko sobie znanymi sposobami – zmusza, abyśmy ich słuchali.

R.Kuciński